niedziela, 24 kwietnia 2016

14

 Proszę Was, komentujcie... :)


*Ariana* 

Przez wczorajszy wieczór siedziałam u siebie oglądając filmy i seriale. Justin pytał co mi jest, ale mówiłam, że nic. Niestety, uparł się ale nie pisnęłam ani słówka. Szatyn obraził się na mnie i spał w innym pokoju. Po umyciu się i zrobieniu lekkiego makijażu (gdybym znów miała się popłakać, czy coś) i uczesaniu włosów w pół kucyka, w samym szlafroku zeszłam na dół. Wczoraj nic nie jadłam, ale wyjątkowo nawet nie czułam głodu. Ale przecież muszę jeść cokolwiek.. Wyjęłam z lodówki jakiś owocowy jogurt i szybko go zjadłam. Nie chciałam się natknąć na nikogo z domowników, bo nie zamierzam się z NICZEGO tłumaczyć. Do tego wzięłam jabłko, które umyłam i ponownie wróciłam do pokoju. Dziś umówiłam się z Kendall i Kylie, że do nich przyjadę i pogadamy. Potrzebuję z kimś porozmawiać. Muszę zasięgnąć od kogoś rady, bo jestem po prostu zagubiona.
Założyłam białą bieliznę. Z szafy wyjęłam czarne legginsy, szary, obcisły crop top bez rękawów i grafitową bluzę, którą obwiązałam sobie na biodrach. Na stopy wsunęłam białe slip on'y. Popsikałam się perfumami i pomalowałam usta matowym błyszczykiem od Ky, odcieniem Dolce K. Zbiegłam na dół, zabierając po drodze swoją torbę. Wsiadłam do samochodu, który od razu odpaliłam i skierowałam się pod dom dziewczyn.

*Justin* 

Obudziłem się przed jedenastą. Spałem w jednym z wolnych pokoi bo Ariana mnie wczoraj naprawdę zdenerwowała tym, że nie chciała powiedzieć co jej jest. Przecież nie jestem głupi, widziałem, że coś jest nie tak. Po cichu poszedłem do pokoju szatynki. Zdziwiło mnie to, że nie było tam Ariany. Sprawdziłam jeszcze w łazience, ale tam też jej nie było. Pokiwałem głową i westchnąłem.
Założyłem jasne jeansy, szarą bluzę, z suwakami na dole i skarpetki. Ułożyłem jeszcze włosy i popsikałem się perfumami. Zszedłem na dół. W kuchni siedziała Tina, czytając jakąś książkę. 
-Hej. - powiedziałem, wyjmując z lodówki karton z sokiem. 
Włazem sobie go do szklanki i wypiłem duszkiem. 
-Cześć. - mruknęłam. 
Cholera, głodny jestem a nie chcę prosić jej, żeby robiła mi śniadanie. Niestety, jestem zbyt leniwy, żeby samemu przygotowywać jedzenie. Wyjąłem z zamrażarki pizzę, którą odgrzałem w piekarniku.
 -Co ty taka cicha? 
-Um, nic... 
-Wiesz, że możesz mi powiedzieć. - usiadłem na przeciwko jej. 
-Dziś na dyżurze zmarł trzyletni chłopiec i to takie.. - jej oczy zaszkliły się. 
-Przecież to nie twoja wina.. - westchnąłem. 
-Tak wiem, ale jego matka tak płakała.. Pierwszy raz widziałam coś takiego.. - pociągnęła nosem.
 Schowałem twarz w dłoniach. Pokiwałem głową i wstałem. Wyjąłem pizzę, którą położyłem na talerzu. Pokroiłem na trójkąty i odwróciłem się, żeby zaproponować Tinie, ale jej nie było. 
Okej... 
Po zjedzonym śniadaniu postanowiłem zadzwonić do Ariany, bo nie ma jej i się martwię.
Wybrałem numer i czekałem, aż odbierze. Po trzech razach zrezygnowałem i rzuciłem telefon na ławę w salonie. Albo nie odbiera, bo nadal jest na mnie wkurwiona, albo po prostu ma wyciszony telefon, czy coś. 

 Ja: Gdzie jesteś? 

Zablokowałem komórkę i zacząłem oglądać jakieś reality show.
W końcu zajarzyłem, że jest to "z kamera u Kardasianów". 
-Siema. - powiedział Mike, siadając obok mnie. 
-Cześć. - westchnąłem. 
-Arianie już przeszło? 
 -Nie sądzę, nie odbiera i nawet nie ma jej w domu, więc... - prychnąłem. 
-Tina też często się obraża, ale się przyzwyczaiłem. - wzruszyłam ramionami.

*Ariana* 

Po długiej rozmowie z dziewczynami ustaliłyśmy, że Kendall załatwi mi tabletki. Kylie zgodziła się chodzić ze mną na siłownie, więc powinnam dać radę schudnąć. Zostałam u nich na lunch. Kourtney przygotowała naleśniki z truskawkami. Zjadłam jednego, bo przecież jak będę się głodzić i tak nie schudnę. Pożegnałam się z nimi i wyszłam z ich domu. Postanowiłam podjechać jeszcze do Scootera, pogadać o tym wszystkim. Po dwudziestominutowym jechaniu przez miasto zaparkowałam przed domem Scoota. Zapukałam do drzwi. Czekałam chwilkę i otworzyła mi jego żona. 
-Hej, jest Scooter? 
-Tak, siedzi u siebie. - uśmiechnęłam się lekko. 
Skierowałam się w miejsce, gdzie znajdował się mój manager. Nie pukając weszłam do środka. 
-Mówiłem, żeby pukać... - westchnął, robiąc coś w komputerze. 
-To ja. 
-O, cześć. 
-Przyszłam porozmawiać z tobą o tym.. No wiesz. 
-Szukałem tabletek... 
-Kendall mi załatwi, dzięki. - prychnęłam. - Chcę tą pracę i sama zadbam o to, żeby schudnąć. 
-Dobrze, ale wiesz, że nie mamy za dużo czasu.. - potarł twarz dłonią. 
-Wiem, ale się staram. Wracam do domu, pa. - uśmiechnęłam się lekko. 
-A, i Ariana... 
-Hm? 
-Uważaj na siebie, jakby były jakieś komplikacje czy coś... Informuj mnie. - Powiedział stanowczym tonem. 
-Okej, do zobaczenia. - wyszłam. 
Po drodze pożegnałam się z ich synem. Był uroczy. Dochodziła trzynasta, dlatego muszę jechać do domu. Potańczę, wieczorem może pójdę pobiegać.. Wsiadłam do samochodu i wyjęłam z torebki telefon. Miałam trzy nie odebrane połączenia i sms'a od Justina. Pytał gdzie jestem, więc odpisałam mu, że zaraz będę w domu.

*** 

Kiedy wróciłam, oczywiście nie obyło się od pytań, gdzie byłam i po co. Powiedziałam, że spotkałam się z Kendall i Kylie, co wcale nie było kłamstwem. Chociaż Justin jest na tyle głupi, że nie uwierzył mi. Wzięłam wodę i telefon. Poszłam do salki tanecznej. Podłączyłam telefon do głośników i zdjęłam bluzę. Buty postawiłam z boku pomieszczenia. Włączyłam piosenkę "work hard play hard". Skupiłam się i zaczęłam tańczyć. Od czasu do czasu zerkałam w lustro, patrząc jak tańczę. Piosenka zmieniła się na "Cool for the summer". 
Demi, aw, kocham ją! 
Pamiętam, jak w moje urodziny Justin mnie zabrał na jej koncert. 
To było naprawdę, niesamowite!
Starałam się nie myśleć o niczym związanym z nim i po prostu skupić na tym, żeby schudnąć. Okej, bardzo dobrze wiem o tym, że to lekkomyślna decyzja ale to Victoria's Secret. Zmieniłam piosenkę na "Booty had me like". Szczerze, znacznie wolę tańczyć do rapu.
Zatańczyłam jeszcze do dwóch piosenek i napiłam się wody. Siedziałam pod ścianą z zamkniętymi oczami. 
-Dobrze tańczysz. - usłyszałam.
-Czemu tutaj jesteś? Przecież mówiłam, że chcę być sama. - warknęłam. 
-Nie mogę wytrzymać, kiedy jesteśmy od siebie daleko. - mruknął. 
-Nie rozumiem, co masz na myśli.. 
-To, że Cię kocham i nienawidzę się z tobą kłócić oraz, jak jesteśmy daleko od siebie. - podszedł do mnie. 
Wstałam i odgarnęłam włosy do tyłu. 
-Przepraszam... - szepnęłam.
Wziął mój podbródek w dwa palce i podniósł tak, że patrzyliśmy sobie w oczy. 
-Po prostu już się ze mną nie kłóć. 
Pokiwałam lekko głową. Justin przybliżył się do mnie i przycisnął nasze usta do siebie. Cofnęłam się trochę, a szatyn ułożył dłonie na moich biodrach. Ja zaś wplątałam palce w jego gęste włosy, na co on jęknął cicho. 
-Kocham cię. - szepnął. 
-Ja Ciebie też, bardzo. - odpowiedziałam.

 *** 

O dziewiętnastej przyszła do mnie Kylie. Miałyśmy iść pobiegać. Ubrałam się w szare, dresowe spodenki i biały, luźny crop top. Na stopy założyłam czarne fluxy. Zmyłam makijaż a włosy uczesałam i kucyka. -Ja i Kylie idziemy biegać. - krzyknęłam. Wręcz wypchnęłam Kylie z domu. Ona zaś była w czarnych legginsach, dużej bluzce i czarnych, długich conversach. Biegłyśmy w wspólnym tempie. Przy najbliższym sklepie kupiłyśmy jedną butelkę wody, którą wypiłyśmy razem.
 -Więc.. Jak masz zamiar schudnąć? 
-Te tabletki od Kendall, bieganie, siłka, taniec i mało jedzenia. - uśmiechnęłam się nieśmiało. 
-To trochę niebezpieczne.. 
-Ale chce tą pracę.. Biegnijmy. - westchnęłam. 
Łącznie przebiegłyśmy ponad 3 kilometry. Byłam zmęczona, ale nie jakoś bardzo. W parku każda z nas pobiegła w swoja stronę. Weszłam do domu. Zdjęłam buty i pierwsze co zrobiłam to poszłam do kuchni. Zapaliłam światło i mało co nie dostałam zawału. Przy stole siedział Justin, pijąc piwo a dookoła niego były jeszcze trzy puszki. 
-Czemu pijesz? 
Wzruszył ramionami. 
-Nudziłem się. 
Pokiwałam głową i wzięłam z lodówki butelkę wody. Wlałam sobie trochę do szklanki i wypiłam wszystko duszkiem. 
-Chodź na górę. - mruknęłam. 
Wstał i lekko się zachwiał. 
-Dasz radę sam? 
-Tak. - Powiedział oschle. 
Okej, ktoś nie jest w humorze. 
Znowu.
Kiedy weszliśmy na górę, Justin od razu rozebrał się do bielizny a ja zamknęłam się w łazience. Zdjęłam z siebie ubrania i weszłam pod prysznic. Dokładnie umyłam ciało żelem o zapachu czekoladowym. Spłukałam pianę i wyszłam, owijając się ręcznikiem. Weszłam do sypialni, gdzie szatyn leżał na łóżku, już przysypiając. Wyjęłam z szafki bieliznę i luźny, czarny crop top. Ponownie weszłam do toalety, gdzie szybko się ubrałam i zrobiłam siku. Zgasiłam światło i zamknęłam drzwi. Wskoczyłam na łóżko i zgasiłam lampkę. 
-Dobranoc. - szepnęłam, kładąc się. 
-Dobranoc, kochanie. - mruknął, przytulając się do mnie. 


~*~
Przechodzę załamanie, bo nie mogłam jechać na koncert Jack'ów, który był GENIALNY.

 


13 komentarzy: